czwartek, 8 lipca 2010

Dzień 4: Helsinki - gdzieś za Jyvaskyle

Kolejny słoneczny poranek. Zaczynamy podejrzewać, że informacje o kiepskiej i deszczowej pogodzie w skandynawii to mit.
Postanowiliśmy nie jechać tego dnia wzdłuż morza tylko przejechać drogą między jeziorami i zanocować przy jednym z nich. Aby zmniejszyć monotonię tej trasy omijamy autostrady i nawijamy asfalt bocznych dróg. Trzeba zaznaczyć, że asfalt bardzo dobrej jakości. Wogóle drogi tu są bardzo dobrze utrzymane. Może dlatego, że ogólnie ruch jest tu znacznie mniejszy niż np w Polsce, a większość kierowców przestrzega ograniczeń prędkości i wolniutko podróżują przez swój mocno zalesiony kraj. Być może w obawie przed bliskim spotkaniem z reniferem czy łosiem. Znaków ostrzegających przed tymi zwierzętami jest tu mnóstwo, ale nam jak dotąd nie było dane się z nimi spotkać. Podobnie dużo jest tu fotoradarów, a np radiowozów policyjnych na drogach prawie wcale.
Ponieważ plan zakładał przejechanie około 300 km i nocleg nad jeziorem, po minięciu miasta Jyvaskyle skręciliśmy w gruntową dróżkę między drzewami i szczęśliwym trafem znaleźliśmy tam fajną trawiastą polankę z dostępem do jeziora.
Po posiłkach każdy zajął się tym czym lubi lub czym musi. Tak więc było pranie ubrań, pływanie w jeziorze, Monika czytała książkę, żołnierz rozwiesił między drzewami hamak, walka z komarami. Potem piwko i podjęcie decyzji o spaniu wynikające z godziny a nie z jasności nieba. Zdjęcie obozu zrobione około północy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz