Niedzielę spędziliśmy na plaży. Niektórzy trochę przesadzili ze słońcem. Sławek dorobił się czerwonych, pikących nóg do wysokości nogawek i czerwonego brzucha i zyskał nową okolicznościową ksywkę - spławik.
W poniedziałek ruszyliśmy dalej na południe Szwecji blisko wybrzeża. Niewiele się działo. Jedynie krajobraz się urozmaicił. Szwecja w tej części jest dość malownicza. Sporo górek wymieszanych z licznymi zatoczkami. Wysepki półwyspy pospinane mostami. Słowem fajnie. Temperatura dała nam dosłownie popalić, ponad 30 stopni w cieniu.
Po przejecjaniu około 400 km obóz powstał znów na dziko przy rzece niedaleko ujścia. Niestety komary były znów dużym problemem.
W nocy popadało ale wtorkowy ranek powitał nas znów słońcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz